Konstrukcje zamków, wiedźmy serwujące grzane wino, mnisi wydający jadło, zawody jak za dawnych czasów i wszechobecny zapach pieczonego mięsa, w tym nawet prosiaków obracanych na ruszcie. Alba dała się ponieść maszynie czasu i całe centrum miasteczka przybrało średniowieczny charakter. Il Baccanale del tratufo oraz il Borgo si rievoca, bo tak nazywały się imprezy, rozpoczęły się w sobotę 20 października późnym wieczorem, a skończyły w niedzielę przed kolacją.
Masa ludzi przetaczała się przez wąskie uliczki, a zawsze szeroki plac Risorgimento skurczył się w mgnieniu oka pod wpływem ciągłego tłoku. Miałam wrażenie, że wszyscy mieszkańcy Alby i okolic Langhe i Roero zjechali się właśnie wtedy na wspólne biesiadowanie pod gołym niebem. A jeśli dodać do tego turystów odwiedzających Piemont przy okazji Międzynarodowych Targów Białej Trufli (Fiera Internazionale del Tartufo Bianco d’Alba), to nie należy się dziwić, że impreza przyciągnęła tak wielkie tłumy.
Z dostępnych potraw moją uwagę przykuła kanapka z pieczoną kiełbasą podawaną z kapustą kiszoną na ciepło… Włosi nazywają to crauti, z niemieckiego kraut. Mi to przypominało nasz bigos i byłam wniebowzięta, że mogłam posmakować we Włoszech typowo polskich smaków, za którymi już nieco się stęskniłam…
Oczywiście jedzenie w tłumie do przyjemnych (i bezpiecznych!) nie należy, ale ponieważ stoisk z żywnością było bardzo dużo, rozsianych po całym centrum miasteczka, to udało nam się całkiem sprawnie zjeść kolację.
Zarówno dzieci, jak i dorośli chętnie uczestniczyli w specjalnie przygotowanych zabawach – wędkowanie butelek wina lub plastikowych kaczek, rzucanie kółkami do celu i wiele innych. Dodatkowo w niedzielę można było posłuchać tradycyjnych piosenek. I choć tłum w ogóle nie zmalał i trzeba było się nieźle nagimnastykować, żeby móc zostawić gdzieś samochód, to mimo wszystko było warto zjeść niedzielny obiad w średniowiecznej Albie.