Wino, wino, wszędzie wino, zapach fermentującego alkoholu.. i deszcz. Tak w krótkich słowach mogłabym opisać 1 maja w moim wydaniu. Chętna wrażeń oraz zobaczenia nowych miejsc wyciągnęłam męża na wycieczkę – Caccia del tesoro (Poszukiwanie skarbu). Zapytacie jakiego skarbu? No jak to jakiego??!! Wina oczywiście! 🙂 To jest złoto Langhe e Roero (Piemont)! No, oprócz trufli oczywiście, ale na to przyjdzie pora na jesieni, a przy okazji Vinum, wszystko kręciło się wokół wina.
Gdyby nie fakt, że wcześniej zapłaciliśmy, pewnie zrezygnowalibyśmy z tej włóczęgi po okolicach, w strugach deszczu. Ale kasa została przelana, planów żadnych nie mieliśmy, więc wyruszyliśmy na poszukiwanie przygód. Z resztą, rano nie padało, więc każdy miał nadzieję, że pogoda będzie łaskawa i taka utrzyma się do końca dnia. W sumie jednak nie żałuję, bo choć zmarzliśmy (było zaledwie 11 stopni i mając świadomość, że w Polsce są upały, trochę wkurzał fakt, że „słoneczna” Italia w maju jest mocno deszczowa…), to w sumie było warto.
Poszukiwanie skarbu zaczęło się o 10.30 w centrum Alby, gdzie zostaliśmy wyposażeni w kieliszki do wina, schowane w sprytnej kieszonce, do powieszenia na szyi (po raz pierwszy widziałam tak sympatyczne rozwiązanie – takie mobilne kieliszki), w torbę z materiałami i instrukcjami jak dotrzeć do poszczególnych miejsc oraz pytania, na które trzeba było odpowiedzieć (wcale niełatwe i wymagające konsultacji z internetem lub przewodnikiem).
Zaskoczyła mnie duża ilość chętnych – mniej więcej sto osób wzięło udział w tej zabawie. Na szczęście podzielili nas na trzy duże drużyny, w ramach której były zespoły. Nasi przyjaciele nie skusili się, żeby wziąć udział w poszukiwaniu skarbów (woleli wylegiwać się na plaży), więc zostaliśmy we dwójkę.
Pierwszym przystankiem było Palazzo Mostre e Congressi, gdzie odbywały się degustacje wina (pisałam o tym we wczorajszym wpisie). Niestety nawet taki fun wina jak ja, nie dał się skusić na picie alkoholu o godzinie 11.00, już sam pomysł przyprawił mnie o ból głowy… Zwłaszcza, że przez cały dzień nie brakowało okazji do skosztowania tego trunku.
Z Alby pojechaliśmy do Barolo, ślicznego miasteczka, z którego roztaczają się piękne widoki na okoliczne winnice. Zasługuje na osobny wpis, więc teraz tylko wytłumaczę, że zbieżność nazwy miasta oraz wina jest nieprzypadkowa! Pierwsze zadanie jakie otrzymaliśmy było w Muzeum Korkociągów (Museo dei Cavatappi), do którego, swoją drogą, musze się ponownie wybrać.
Panowie w sklepie należącym do muzeum zaskoczyli mnie obszerną wiedzą. W interesujący sposób opowiadali jaki był mechanizm jednego z pierwszych urządzeń służących do otwierania butelek od szampana. Pomijam już fakt, że nigdy nie myślałam o tak wydawałoby się zwykłym i mało interesującym urządzeniu w kategoriach przedmiotu zabytkowego i kolekcjonerskiego.
Na trasie poszukiwaczy skarbów było również miasteczko Castiglione Falletto, z małą winnicą, gdzie degustowaliśmy Dolcetto, Barbera oraz Barolo (w okolicy można napić się lepszego wina od tego, którym częstowali), potem sympatyczna winnica Dosio w La Morra (same miasteczko też jest warte odwiedzenia) ze zdecydowanie smaczniejszym winem. Ponieważ pogoda nie zachęcała do spacerów między winoroślą, była to raczej okazja, żeby dowiedzieć się więcej o produkcji wina, jak dojrzewa, poczuć zapach fermentujących winogron i oczywiście aromat samego napoju bogów. Pod koniec dnia miałam już dość wina i choć nawet mieliśmy darmową wejściówkę na 5 degustacji w Palazzo Mostre e Congressi, nie skusiłam się, żeby tam wrócić. Chyba mój limit został wyczerpany… 🙂
Wycieczka zakończyła się w centrum La Morra, gdzie odbyło się losowanie nagród – zgadnijcie co można było wygrać… różne butelki wina, oczywiście. Ten, kto miał więcej punktów (jak niżej podpisana :)) trafił do koszyka z lepszymi nagrodami, kto mniej, z gorszymi. Dostaliśmy butelkę Dolcetto z 2010 roku, na pewno się nie zmarnuje… Organizatorzy (Regionalne Biuro Turystyki) nie wypuścili nikogo z pustymi rękami i każdy team dostał torbę z nagrodami. Zależało im, żeby poszukiwanie skarbów było przede wszystkim dobrą zabawą oraz sposobem na poznanie okolic. W sumie, im się to udało. Pomimo tragicznej pogody widziałam dużo uśmiechniętych ludzi. Nie wiem czy to kwestia wypitego wina, ale obrazek był interesujący: „zawodnicy” z kieliszkiem wina w ręku, którzy pilnie zapisywali odpowiedzi na pytania przygotowane przez organizatorów…