Piemont to nie tylko winne pagórki, oprószone białym puchem góry, czy jaskrawo zielona ryżowa równina. Piemont to również malowniczo położone jeziora, z łagodnym śródziemnomorskim mikroklimatem. Kierując się z Turynu w kierunku Mediolanu, na samej granicy z Lombardią jest Lago Maggiore, a na nim przytulne wysepki Boromejskie (Isole Borromee). O miasteczku Stresa oraz o Isola Bella i jej urodzie rozpisywałam się w zeszłym roku. Nieopodal Lago Maggiore leży jednak inne jezioro – dużo mniejsze, ale równie urokliwe – Lago d’Orta.

Turkusowa woda otoczona zielonymi pagórkami, różowe oleandry, pierzaste liście palm, pastelowe stare kamienice, przycumowane białe łódeczki, olbrzymie stare wille zatopione w egzotycznej roślinności, widok na malowniczą wysepkę San Giulio – nic dziwnego, że miejscowość Orta San Giulio znalazła się na liście najpiękniejszych miast we Włoszech (wszystkie wyróżnione miejsca znajdziecie na oficjalnej stronie http://www.borghitalia.it/). Centrum starego miasteczka jest praktycznie wyłączone z ruchu samochodowego, dlatego decyduję się zostawić samochód na parkingu tuż na rogatkach miasta. Stąd do serca borgo dzieli mnie niecały kilometr. Droga prowadzi wzdłuż olbrzymich willi oraz elegancką promenadą nad brzegiem jeziora.


Po kilkuminutowym spacerze docieram do przestronnego placu – Piazza Motta. Moim oczom ukazują się nagryzione zębem czasu kolorowe kamienice, spektakularny obraz spokojnej tafli ze skąpaną w słońcu wyspą San Giulio, maleńkie hotele, sklepiki z pamiątkami i całe mnóstwo restauracji .


Główna uliczka miasteczka biegnie od placu wzdłuż linii brzegowej. Pełno tu klimatycznych sklepików, a lodziarnie, kawiarenki, knajpki zachęcają do delektowania się przysmakami na świeżym powietrzu. Mnie jednak najbardziej zachwyciły malownicze zakamarki. Zbaczam z głównego szlaku by kilka metrów dalej bez zakłóceń napawać się cudownym widokiem, zajrzeć do starych, czasem trochę zaniedbanych prywatnych ogródków ulokowanych tuż nad taflą wody.





Czas płynie nieubłaganie dlatego po szybkim lunchu decyduję się zwiedzenie wysepki San Giulio. Od stałego lądu dzieli ją zaledwie 400 metrów, a środków transportu nie brakuje. Można popłynąć małymi motorówkami, które znakomicie pełnią rolę wodnych taksówek i wypływają co 10 min. lub większymi statkami (tzw. battelli). Przeprawa trwa zaledwie kilka minut i ponieważ łódki cumują po drugiej stronie, z perspektywy wody doskonale widać stare wille oraz kościelne budynki.

Węże i smoki byli niegdyś jedynymi mieszkańcami wysepki. Według starej legendy pierwszym człowiekiem, który do niej dotarł był święty Juliusz (San Giulio), który w IV w. znalazł tam schronienie podczas ucieczki przed Grekami prześladującymi chrześcijan. Ponoć rozpostarł na wodach jeziora płaszcz i suchą stopą dotarł na ląd. Zmierzył się z bestiami, osiadł na dobre i w 390 roku zbudował świątynię. W jego miejscu w XII w. zaczęła wyrastać bazylika (dzieło ukończono w XVIII w.), w której do dziś mieszczą się relikwie świętego. W XIX w. obok bazyliki na ruinach zamku wyrósł budynek, który praktycznie zdominował całą wysepkę – seminarium duchowne. Obecnie mieści się w nim klasztor sióstr benedyktynek.




Spacerując jedyną uliczką na wyspie mam wrażenie, że czasu tu się zatrzymał. Mijam stare budowle, żelazne bramy i furtki zazdrośnie strzegące przed wzrokiem ciekawskich, kamienne lwy surowo spoglądające na przechodniów, budynki klasztorne, piękne wille i czuję magię tego miejsca. Dominująca w nim cisza, do której zachęcają metalowe tabliczki umieszczone na murach budynków i ogrodzeń, bujna roślinność i niewielka ilość turystów dodatkowo potęguje atmosferę relaksu i refleksji. Od głównego szlaku odbiegają jedynie wąskie przesmyki prowadzące na brzeg jeziora, a zacumowane motorówki i spokojna woda, przepiękny krajobraz zachęcają nawet mnie – zaprzysięgłego szczura lądowego – do wodnej wyprawy. Czas jednak goni, wsiadam do taksówki i przynajmniej przez te kilka chwil chłonę szybko zmieniające się widoki, pozwalam by delikatny wietrzyk owiał moją twarz i szczerze żałuję, że muszę wracać do… nagrzanego na słońcu samochodu.:)
Jejku, jak tam ślicznie. Jaki spokój, cisza. Raj na ziemi!
Boskie miejsce, raj dla oczu i ducha. Byłem nie raz i aktualnie jestem, wrócę pewnie kolejny raz. Oaza ciszy i spokoju. Uwielbiam