Kiedy ostatnio widzieliście ludzi spacerujących z kieliszkiem wina po centrum miasta?… Ja podczas weekendu na przełomie kwietnia i maja, w Albie. 🙂 Wtedy rozpoczęło się wielkie winne imprezowanie. Centrum miasta zamieniło się w olbrzymią restaurację pod chmurką (niestety czasem dosłownie, bo chmur nie brakowało…), a bohaterem numer jeden było oczywiście wino produkowane w okolicznych winnicach! Jednym słowem frajda dla wszystkich miłośników enoturystyki.
Co roku, w Albie, w tym samym czasie odbywa się impreza pod nazwą Vinum, której towarzyszą liczne atrakcje związane z kulturą jedzenia, picia wina i z turystyką okolic Langhe e Roero (południe Piemontu, w północnych Włoszech). W tym roku była już jej 36 edycja. Podczas Vinum każdy ma okazję skosztować najnowszego rocznika Dolcetto, Barbera i innych wybornych win z okolic, w tym debiutującego Barolo (z 2008 roku). A smakować można na różne sposoby. Ale po kolei.
W sobotę 28 kwietnia na szczęście pogoda dopisała, ponieważ właśnie wtedy było najwięcej atrakcji. Piazza Savona to miejsce, które nazywam salonem Alby. Już wczesną wiosną okoliczne kawiarnie i bary wystawiają tam swoje stoliki i można się delektować pyszną włoską kawą w promieniach słońca. To właśnie tutaj podczas długiego weekendu majowego dołączyły przyjezdne barki z różnych rejonów Włoch i ich właściciele oferowali potrawy za niewielkie pieniądze. I tak można było skosztować sławnych arancini (smażone ryżowe kulki nadziewane mięsem, warzywami, serem) z Sycylii, czy piadine z Emilia Romagna (naleśniki pszeniczne z dodatkami, typu szynka, pieczarki, ser), były też faszerowane mięsem oliwki, smażone w cieście cukinie i wiele innych różności. Nawet jeśli ktoś zjawił się niegłodny, wszech obecny zapach był tak wspaniały, że nie można było mu się oprzeć.
Okoliczne kawiarnie chętnie przyłączyły się do wspólnego biesiadowania i można było kupić sangrie, piwo, wino czy inne napoje przygotowane na wynos, co nie jest popularnym zjawiskiem we Włoszech. Tutaj nie ma barów typu Starbucks, nie zamówisz kawy w papierowym kubku. Czego, szczerze, trochę mi brakuje.
Oprócz jedzenia, chętni mogli odwiedzić również kiermasz z certyfikowaną ekologicznie żywnością, który, nota bene, jest organizowany w każdą sobotę na Piazza Petrinace. Na Mercato della Terra (bo tak się nazywa) możesz kupić przetwory, sery z okolicznych miasteczek, wędliny, wino, oliwę.
Atrakcji było tak wiele, że główne uliczki starego miasta: via Vittorio Emanuele oraz via Cavour były jeszcze bardziej zatłoczone niż zwykle. Turyści z aparatami, dzieci i dorośli z lodami lub granitą w ręku, a sklepy kusiły przechodniów specjalnymi na tę okazję przygotowanymi doniczkami z kwiatami.
Natomiast na drugim, dużym placu: Piazza del Risorgimento, trwały przygotowania do kolacji. Ponadto można było obejrzeć stare narzędzia i przybory używane kiedyś do zbierania i produkcji wina.
Oczywiście spragniona atrakcji i ciekawa wydarzeń wieczorem wróciłam na kolację do centrum Alby. Główną i największą restauracją w mieście była Piazza Risorgimento. Miasto zorganizowało wielką kuchnię na świeżym powietrzu, a na samym placu ustawiono stoły wykonane po starych beczkach po winie. Na kolację przychodzili zarówno turyści, jak i mieszkańcy, wspólnie ucztując z rodziną i przyjaciółmi. Tłum był spory, ale na szczęście wszystko był na tyle dobrze zorganizowane, że obsługa odbywała się sprawnie. Jedzenie było znakomite. Można było spróbować specjałów regionu, czyli carne cruda battuta al coltello (surowe mięso wołowe drobno posiekane nożem i odpowiednio doprawione), salsicia, czyli włoska kiełbasa, nie mogło oczywiście zabraknąć makaronu, tym razem w postaci ravioli (małe pierożki)… Dla głodnych była dostępna opcja stałego menu (ravioli, carne cruda, ciasto orzechowe) za 10 € lub powiększone o grillowaną włoską kiełbasę za 15€, mniej spragnieni jedzenia mogli wybrać sobie na przykład talerz wędlin, czy tagliata (grillowane mięso wołowe pokrojone po upieczeniu w cienkie pasterki).
Tak wybornym potrawom towarzyszył oczywiście kieliszek (albo i kilka…) wina. Można było skosztować debiutującego Dolcetto d’Alba z 2011, z okolicznej miejscowości Diano d’Alba (za kieliszek płaciło się 2€, z tym, że kieliszek kupowało się na własność). Teraz już rozumiecie, dlaczego ludzie spacerowali z kieliszkiem wina po ulicach miasta. 🙂
To nie były jednak jedyne atrakcje. W sobotę miasto zorganizowało la Notte Bianca delle Enoteche (Noc Enotek). Kilka sklepów z winami i z regionalnymi smakołykami oferowało do późnych godzin wieczornych degustację. Udało mi się posmakować grappy (włoska aromatyczna wódka) z okolicznej destylarni Sibona (idealna na strawienie po obżarstwie :)) czy Barolo Chinato (słodkiego i aromatycznego likieru na bazie wina Barolo doprawionego przyprawami, w tym przede wszystkim korą z chinowca – stąd nazwa chinato oraz wanilią, rumiankiem, owocami cytrusowymi).
Ulicznemu obżarstwu towarzyszyły występy artystów, jednym słowem dużo się działo! A był to dopiero początek atrakcji. O kolejnych, w następnych wpisach.